
Bł. Dorota urodziła się w Mątowach Wielkich w 1347 r. W młodości została wydana za mąż i urodziła dziewięcioro dzieci. Będąc zapobiegliwą gospodynią domu, stale dążyła do chrześcijańskiej doskonałości. Wielokrotnie pielgrzymowała do miejsc świętych ówczesnej Europy, m.in. do sanktuarium Matki Bożej na Górze Chełmskiej koło Koszalina. Po śmierci męża udała się do Kwidzyna, aby korzystać z kierownictwa duchowego wybitnego teologa Jana. Za jego zgodą zamknęła się w celi obok kościoła katedralnego i oddała się modlitwie i pokucie. Zmarła 25 czerwca 1394 r. W diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej w rocznicę narodzin dla nieba bł. Doroty przeżywamy w liturgii jej wspomnienie. Poniżej drugie czytanie z dzisiejszej Godziny Czytań.
Z Żywota Doroty z Mątów napisanego przez Jana z Kwidzyna
W czterdziestym pierwszym roku życia Dorota udała się wraz z innymi pątniczkami do Koszalina, do kościoła Błogosławionej Dziewicy (Góra Chełmska), gdzie z powodu wielkiej liczby ludzi pozwolono jej z towarzyszkami przenocować, bo nocowania tam miała tak silne pragnienie, że za nic nie poszłaby do innego miejsca. Tej samej nocy została przez Pana mile nawiedzona i napełniona wspaniałymi rozkoszami do tego stopnia, że trwała w nich nieruchoma przed ołtarzem, nie licząc czasu, aż do końca sumy. Dlatego pociągnięta została przez towarzyszki drogi, aby z nimi wyszła. Wstając jednak, nie mogła z powodu upojenia ducha iść prosto ani znaleźć drogi, którą przedtem świetnie znała. A była rzeczywiście pijana, bo upojona ze strumienia Bożej rozkoszy. Jej towarzyszki, widząc, że ona tak błądzi i schodzi z dobrze jej znanej drogi, dziwiły się, mówiąc: „Skąd to może być?” Lecz jedna z nich, bardziej zdolna poznawać, błogosławiła Pana Boga w Jego darach. Sama zaś Dorota trwała w tych rozkoszach cały dzień, aż do wieczornego zmierzchu. Wtedy dopiero pożywiła swe ciało.
Tegoż roku, w dniu Podwyższenia Krzyża Świętego (14 IX 1387) przybyła, pielgrzymując do tego samego kościoła. I nie miała gdzie przenocować z powodu mnóstwa pątników, jak tylko w stajni, czyli miejscu osiołka, który był tam trzymany do pracy. Ona udała się na to miejsce, oczekując z pragnieniem nawiedzenia Pana. Długo trudząc się w modlitwach, rozważaniach i tym podobnych, aby poruszyć uczucie, nie tknęła słodyczy pociechy. Wezwała na pomoc Błogosławioną Dziewicę i świętych Boga, ale On wtedy jej nie pomógł, jak jej się zdawało. Wówczas sobie wewnątrz powiedziała: „Lepiej było mi pozostać w domu, niż być tutaj bez łaski pocieszającej”. Nie zaprzestała jednak trudu ani w modlitwie nie stygła, lecz z ufnością wołała do uszu Boga i Chwalebnej Dziewicy. I oto, gdy towarzysze drogi spali, a rzesze w kościele od czasu do czasu burzyły się, ona została przez Pana rozpłomieniona miłością Bożą i wzięta do niewypowiedzianie wielkich bogactw, czyli rozkoszy, a rozkoszami uśpiona nie słyszała zgiełku ludzi.
Innym razem, w wigilię Wniebowzięcia (14 VIII 1387), chcąc pielgrzymować do wspomnianego kościoła Chwalebnej Dziewicy, sama wraz ze swym mężem przybyła do jakiejś gospody i, zanim zsiadła z wozu, zaskoczona została darmowym nawiedzeniem Bożym. Oderwana od wszystkich spraw zewnętrznych, tak bardzo przylgnęła do tej łaski, że przyszło jej na myśl, aby nie posłuchać męża, który kazał jej wysiadać z wozu. A mąż wołał, żeby wysiadła. Ona pomyślała jednak, że trzeba raczej słuchać Boga mówiącego, niż na rozkaz męża wysiadać. A ponieważ zwlekała, zagniewany mąż zaczął szaleć z wściekłości z powodu nieposłuszeństwa niewiasty. Widząc to, poradziła się Najsłodszego Pana Jezusa, czy ma raczej z Nim pozostać, a polecenie męża pominąć. On łaskawie odpowiedział, mówiąc: „Do czasu oderwij się od mojej rozmowy i posłusznie zgódź się z rozkazem twego męża”. Usłyszawszy to, wysiadła zasmucona z powodu oderwania od Bożej rozmowy. I tak musiała ona często pozostawiać Pana słodko mówiącego i łagodnie pocieszającego, iść zaś za mężem i jemu wiernie służyć oraz znosić w jego służbie twarde słowa i ciosy dla dobra posłuszeństwa, którym przywiązana była do swego męża. Lepsze bowiem jest posłuszeństwo niż ofiary.